sobota, 15 listopada 2014

Urodziny

No witajcie.
Dziś nietypowy, krótki wpis, raczej taki kronikarski.
Dziś robię imprezę urodzinową. Ma to związek o tyle z tematyką bloga, że zapraszam całą ekipę, która jest bohaterem i "targetem" bloga - sami swoi.
Oczywiście jak zawsze niedoczas, więc nie piszę więcej, ale opiszę, co było "po".
A wiele się dzieje w dziedzinie audiobooków, choć niekoniecznie z "Barenziah". Ale o tym kiedyś.

17:30

Niby było na 17:00. Oczywiście wciąż pusto; o nikim ani widu, ani słychu. No... dali znać, że się spóźnią. Nie wiem, czy włączać kurczaki, ale chyba włączę, bo i tak dochodzą przez godzinę.
Jaja faszerowane i inne takie pyszności

Impreza

Pierwszy był Mateusz, potem po kolei zaczęli się z wszyscy schodzić. Chciałem jakoś imprezę oficjalnie otworzyć, ale nie dało się, ponieważ wciąż czekaliśmy na ostatnich z życzeniami, i właściciwe wszystko zaczęło się toczyć nieprzewidywalnym torem, jak zwykle. Jazgot był taki jak w przedszkolu. Choć Ola-przedszkolanka twierdzi, że jednak jeszcze do poziomu przedszkola było daleko.
Najpierw całą imprezę "ukradł" mi Wojtek (co za zbrodnia), który jak zwykle ostatnio przyciąga uwagę społeczeństwa swoimi popisami prestidigitatorskimi, a miał nową "ofiarę" - Ewę i Jarka. Wojtek Ewę doprowadził niemal do paniki, gdy odgadywał jej myśli i niemal sterował jej zachowaniem, a Ewa jest w końcu specjalistka od kreatywności, więc był niezły ubaw. Ewa stwierdziła, że już tu nie przyjdzie, i wyglądało, jakby potrzebowała długotrwałej terapii. Ale potem jakoś się otrząsnęła.
Więc te sztuczki były świetne, tylko że trwały chyba z pół imprezy.
Jak już wreszcie dopchałem się do głosu, to miałem chyba z 3 min., żeby opowiedzieć wszystkim o moich perypetiach ze Skyrimem, poznanych graczach i autorach fan fiction, audiobookowaniem i całych tych moich nowych pasjach. A przecież prezent, na który się bądź co bądź składają, jest ściśle związany z tą pasją.
A już w ogóle nie zdążyłem wspomnieć, jak to na tym głupim allegro jest i jak to sprytnie babka z upatrzonej aukcji mnie potraktowała. Okazja przeleciała mi sprzed nosa, bo zmieniła warunki i cenę.
Potem niby przeprosiła. Cudownie, że przeprosiła, ale prezentu nie mam i (tego) miał nie będę.
Potem negocjacje "w co się bawić" trwały chyba z 2 h, aż w końcu ktoś na nieszczęście wpadł pomysł, że można zagrać w rysowane kalambury: rysować można albo po ścianach, albo po szafie z lustrzanymi drzwiami. No to stanęło na szafie. Drugie nieszczęście polega na tym, że niestety w domu znalazły się pisaki-markery, więc od grania nie było odwrotu.
Aha, w międzyczasie obejrzeliśmy jednego "Sheldona". Nie wiem, dopatrywali się tam jakichś analogii, Bóg wie z czym... bez sensu.
Drużyna przeciwna była - co tu dużo mówić - po prostu nieuczciwa, jak można komuś zadawać do pokazania tytuł "Konrad Wallenrod". Szczególnie, jak nikt nie kojarzy treści :-) A myśmy im oszczędzili np. "Transformers 2". Cóż, szlachetność nie popłaca, a teraz mam do zmywania całe lustro. Ale zabawa była oczywiście cudowna. Jak to zawsze na moich urodzinach.
Nie wspomnę, że spośród 5 wielkich pudeł przywiezionych przez Mateusza nie została użyta żadna (słownie: ŻADNA) gra towarzyska.

Z ważnych rzeczy: Ewa zrobiła rewelacyjny tort, który poszedł na pniu. Dziękuję jeszcze raz.

Jedną z bohaterek była również malutka Liliana, która została po raz pierwszy zaprezentowana światu na występach wyjazdowych. Nie ma co dużo gadać: impreza była wspaniała i trwała niemal do 3am. :-)

Jak coś pominąłem to trudno.

sobota, 25 października 2014

Książki w Skyrim cz.4 - Prawdziwa Barenziah cz.3

Muszę się z przykrością przyznać, że od tygodni nie gram w grę, jedyne, co robię, to nagrywam te audiobooki. Cóż, praca, zmęczenie, złe samopoczucie...
Ale na blogu nie ma co mędzić, po prostu się usprawiedliwiam tym swoim 2 czytelnikom. :-)

W międzyczasie status rodzinny Asi zdążył się zmienić (jakże zresztą oczekiwanie [ang. expectedly]), zatem kolejną część uroczyście dedykuję Asi i Lilianie.

Prawdziwa Barenziah odc.3



Wybaczcie jak zwykle, że nagrywam to w środku nocy i przysypiam. Nie mam pojęcia, czy zmienią się czasy i będę jakoś wypoczęty kiedykolwiek... No i sorry, że tym razem fragment dłuższy, może się wam wolniej ładować początek.

Ale poza tym trochę newsów. Zapisałem się na forum (jedno z) dla graczy w Skyrim: http://www.forum.gamewalk.pl/viewforum.php?f=137
Jakoś tak padło na to, bo inne fora (elderscrolls.com) jakoś nie było dostępne, czy coś.
No i na forum poznałem parę osób, a przede wszystkim Dikajosa, niezwykłego gościa, który tam pisze opowiadanie umiejscowione w świecie Skyrim. Na początku myślałem: ciekawe, spojrzę, co ludzie o tym sądzą, odezwałem się w wątku i tyle. Ale potem, gdy zacząłem czytać opowiadanie, które umieszcza w odcinkach tamże, a głównie to tu na forum twórczości fanów, zobaczyłem, że to nie jest jakieś tam opowiadanko, tylko jakaś stutomowa powieść! No, rozmiar tego utworu (poznałem dopiero ze 3 części) jest imponujący. A tematyka i język - świetny. Na razie po Tamriel podróżuje (i to niezbyt oficjalnie) mała kilkuosobowa ekspedycja kupiecka, pod przywództwem dość ekscentrycznego Khajiita. I dołączył do nich pewien Elf, który właśnie stracił klan i wygląda mi na takiego głównego, epickiego bohatera, typu Aragorn.
Ma gość - znaczy Dikajos - talent i na pewno też samozaparcie. Przecież ileż to czasu musiało pochłonąć... Naprawdę, jak to już weszło do języka codziennego Polaków-widzów talent-shows: "jestem pod wrażeniem". Gratuluję i tylko tak dalej. Chyba spróbuję się zakumplować z Dikajosem. Zresztą zaczęło się od tego, że zaproponowałem wkręcenie mojej postaci do fabuły opowiadania. Ciekawe, czy coś z tego będzie.

piątek, 3 października 2014

Niech żyje Liliana

Co prawda mam trochę przerwy w graniu z pewnych powodów, ale myślę, że nie można przegapić okazji. Zatem czas podzielić się i tu oficjalnie radosną wiadomością, w końcu i tak sami swoi... :-)
ASI URODZIŁA SIĘ CÓRECZKA LILIANA.
Tzn jej i jej mężowi, po równo. Widziałem mms, jest śliczna. Zatem gratulujemy i życzymy zdrowia (o jakże to ważne) i wszelkiej radości.

Przy okazji to pierwszy news pisany z iPada :-)

Gratulacje i podziękowania umieszczać w komentarzach, silwuple.

niedziela, 28 września 2014

Książki w Skyrim cz.3 - Prawdziwa Barenziah cz.1

Specjalnie dla Asi.

Pamiętacie, że Asia komentując moje pierwsze audioksiążki zasugerowała wciągający cykl "Prawdziwa Barenziah", że niby fajny i że można by zrobić? Myślę - Boże, za co? Co to, to raczej nie; w końcu spotykam te książki od dawna na półkach i omijam szerokim łukiem - są bardzo długie i odcinków mają tyle, ile serial. Robota na miesiąc. No i tu nagle Asia właśnie o tym, i jak tu odmówić pierwszej czytelniczce i przyjaciółce.
Nie wiem, jak to się stało, ale siadłem do tego... No i powstał jeden tom, zresztą nie wiem, jak to się tam numeruje. Choć naprawdę nie mam pojęcia czy i kiedy zrobię więcej. Ale do lektury zapraszam, choć oczywiście wiem, że za drugim razem (nie a vista - jak był uprzejmy zauważyć Wojtek) pewnie wyszłoby pewniej i lepiej.

Prawdziwa Barenziah odc.1


Prawdziwa Barenziah odc.2



Koniecznie piszcie, co sądzicie, bo bez fali entuzjastycznych recenzji nie będę miał siły produkować dalej :-)

niedziela, 21 września 2014

Nowe otwarcie

No, panie i panowie.
Niedługo będą 3 miesiące, jak gram, i muszę przyznać, że tych przygód, miejsc i przeżyć jest tak dużo, że już dawno przestałem relacjonować je na bieżąco. Każdy kto będzie w Skyrimie, wie, że tak jest. Musiałbym dziennie godzinę pisać co robiłem. Zresztą w necie są takie walkthoughy.
A ostatnio też trochę gram mniej, bo i nowa praca i zmęczenie ogólnie, czasem człowiek jest chory - jak teraz...
Ale właśnie zdecydowałem się na zaproszenie do Grona moich czytelników paru nowych fajnych osób:

  • Marcina z Krakowa, mojego kolegi ze studiów i z pracy; przy okazji pozdrawiamy Tytusa, jego syna, który jest w "drodze"*;
  • Marty, też z Krakowa, świetnej wokalistki, z którą śpiewało się tu i ówdzie
  • Emilii - koleżanki z mojej nowej pracy, choć ona jedzie sobie na Erazmusa, więc pewnie zaglądać nie będzie. 
Ale każdy, kto wpadnie, niech wie, że bardzo się będę cieszył z komentarzy oraz propagowania bloga wśród innych zainteresowanych. Zresztą piszcie też, co jest dobrze, co jest źle, co Was bawiło, co by Was interesowało, bo tak naprawdę gdybym Was spotkał to mógłbym o Skyrimie trajkotać non-stop, czego ustawicznie doświadcza Mateusz. :-)

Tak przy okazji sięgnę pamięcią wstecz i prześledzę swoją karierę w Skyrimie. Zacząłem oczywiście od Białej Grani, ale od samego początku włóczyłem się trochę po płaskowyżach Dzielnicy i łapałem się różnych robót. Poznawałem przepiękną krainę i robiłem różne rzeczy, często questy poboczne. Taki mam styl. Dopiero gdy dopadł mnie Wojtek chyba na 1. gamer party - zmusił mnie do zabicia pierwszego smoka, a nawet powiem więcej: zabił mi go za mnie. Zresztą były przygody, bo smok mi się zaciął. :-)
Potem jakoś udałem się do dalekiej Samotni, żeby było nieklasycznie i zacząłem tam załatwiać sprawy, aż do momentu gdy jarlowa zaproponowała mi pozycję tana. Wszystko pięknie-ładnie, ale pozycja ta kosztuje, bo do tego trzeba sobie kupić dom. Wtedy jeszcze nie było mnie na to stać, bo to było chyba 8000. Teraz nie wspomnę, ile takich domów mógłbym mieć, ale nie kupuję.
Potem długo, długo nic, a potem po jakimś czasie udałem się do Pękniny. Już teraz nie pamiętam, dlaczego właśnie tam, pewnie jakiś quest mnie tam zagnał. Wtedy zaczęły dochodzić do mnie słuchy o gildii złodziei i gildii zabójców, które zresztą przez jakiś czas jak wiadomo mi się mieszały.
Dość niedawno musiałem udać się do Markartu, ale klimat tego miasta niezbyt mi odpowiada, co opisuje.
Jak lew bronię się przed poczytalnym zachowaniem, czyli udaniem się do Zimowej twierdzy - tam, gdzie dalej studiuje się magię. Tak mi się porobiło, że zdecydowanie najmocniej walę z łuku i z ukrycia. Nawet ostatnio się uwziąłem i nie walczę łukiem, tylko magią, żeby ją sobie podćwiczyć, ale  te moje płomienie, ewentualnie mróz nie są specjalnie silne. Ale wzywam sobie atronacha ognia i razem z Lydią są mocną drużyną. Tylko nie wiem, czy wtedy mi się rozwija magia.
Tak że już niedługo się przemogę i pójdę do akademii magów.

Ostatnio Asia zadała mi wielki projekt audiobukowy: żeby nagrać całą serię tych opasłych tomów. Ale ja naprawdę nie wiem, czy jestem w stanie czasowo. Ale oczywiście za zainteresowanie dziękuję i coś będę próbował.

A w międzyczasie trwa finał siatkarskiego mundialu, Na razie idealnie równo...

czwartek, 18 września 2014

Fizyka a raczej utopia

Prawie od samego początku zbierałem dowody na to, że w Skyrim nie obowiązuje fizyka taka, jaką sobie wyobrażamy, tylko fizyka z wyjątkami. Robiłem screeny, zbierałem dowody i ładowałem je na Steama. No to przyszedł czas pokazać pokazać je tu.

Światło nie rozchodzi się prostoliniowo

Prawie na samym początku, gdzieś w okolicach Helgen, a może tu już było nad Rzeczną Puszczą, stanąłem sobie górce. Wytęż wzrok i znajdź cień wielkiej góry, a cień mojej osoby.
[org. http://steamcommunity.com/sharedfiles/filedetails/?id=277272858]
Najlepiej sięgnąć po oryginał, który jest większy.
Dodatkowo zauważ, jaki jestem "zapadnięty" w skałę...

Skały mają warstwy (dawniej: ogry mają warstwy)

Gdy się idzie po dość stromej skale i się odpowiednio do niej przytuli, widać, że rzeczywistość nie jest taka, jak na wierzchu. Pod pierwszą warstwą skały często znajdzie się drugą i dalsze...



Pewnie trochę lepiej to widać w ruchu, ale stoję ja stromej ścianie, NE na SW na zdjęciu, a pod nią widać starsze warstwy geologiczne.

Przedmiotów martwych, które były żywe, nie obowiązuje grawitacja

Jeśli odpowiednio szybko i energicznie zabijemy szkielet (rzecz się dzieje w jednym z fortów opanowanych przez magów-renegatów nad środkową Białą Rzeką), jego kości zostaną tam, gdzie je zaskoczyliśmy, bez spadania na ziemię.
[org. http://steamcommunity.com/sharedfiles/filedetails/?id=315330249]

Zresztą często całe osoby, mimo że martwe, też bywa, że tak się jakoś nadzieją, że są pionowo.

Takich screenów przybywa, więc jak trafię na coś wyjątkowo zabawnego, to dołożę.
Osobną sprawą są osiągi mojego konia, ale to temat na osobny post :-) Jak tylko się wyśpię i wychoruję, wkleję.

środa, 10 września 2014

Z wiedźmokrukiem za Pan Brat

Dziś (blog ma kolosalne opóźnienia w cyklu publikacji...) miałem ciekawe spotkanie z wiedźmokrukiem. I uwierzcie, to wcale nie była konfrontacja tylko... współpraca. Ale po kolei. Postanowiłem pewnego razu spenetrować gdzieś pewną jaskinię czy wieżę, bo miałem po drodze i znudziło mi się trochę kolejne zadanie fałszowania ksiąg na zlecenie Gildii albo mieszanie się w lokalne konflikty robotników i właścicieli kopalni w Markarcie. Wystarczy, że to mamy w realu, w Sosnowcu czy okolicach (aktualność żachnięcia przemijająca).

Oczywiście chciałem być sprytny i popisać się przed samym sobą, więc poszedłem bardzo pod górkę, ale wspinanie się to jak wiadomo moja specjalność, i usiłowałem dostać się do wieży, którą widziałem z daleka. Albo byłem ślepy albo coś, bo nie udało mi się do niej wejść i musiałem i tak zejść na dół, do głównej ulicy, gdzie czekał mój konik i przejść przez normalne jaskinie, zresztą nietrudne, zwane Jaskinią Urwiska Ślepców (nomen omen). Zdaje się, że tak musiało być, bo potem natknąłem się na dźwignię, która otwierała przejście tam, gdzie nie mogłem się dostać przez kraty za pierwszym razem.
Jak już wszedłem od dołu do góry, patrzę, a tu klatka, a w niej wiedźmokruk. I ten wiedźmokruk prosi mnie, żebym go/ją wypuścił, a jednocześnie obiecuje, że nie będzie dla mnie niebezpieczne/a, przy czym zwraca się do mnie per "dobre mięsko" czy jakoś podobnie. Szajba, nie? No więc miałem niezły dylemat, bo właściwie uważałem, że to jest raczej podkucha i monstrum rzuci się na mnie, skoro tylko ją/go/je wypuszczę. No ale co się przejmować, jestem miszczu, zrobiłem zapis i próbuję.
Otwieranie tej klatki spacją nie będzie działać, dopiero trzeba znaleźć łańcuch trochę dalej. Jakież było moje zdziwienie, gdy wiedźmokruk grzecznie udał się w górę jaskini prosząc, abyśmy razem ukatrupili innego wiedźmokruka - Petrę, tak aby ten mógł odzyskać swoją ukochaną jaskinię. Naprawdę, nie czynił mi żadnej krzywdy już do końca przygody. Potem już szło normalnie, łatwo się zabiło tego drugiego, a pierwszy dał mi w nagrodę Oko Melki, taką włócznię dającą ognia, którą dałem od razu Lydii i któa jej się potem nieźle przydaje. Przygoda ta w ogóle się bardzo opłaca, ponieważ znajdujemy tam skrzynię z ciekawymi rzeczami. Teraz nie pamiętam, ale po czasie sobie znalazłem, że to zadanie nazywa się Tarcza Hrolfdira dla Jarla Igmunda i tęże tarczę tam m.in. znalazłem.
Przy okazji poeksperymentowałem sobie na Melce nieco. Zdarzyło się, że gdy ją atakowałem łukiem, w ogóle nie odpowiadała atakiem. A kolei gdy atakowałem wręcz, Lydia chodziła wokół nas bezradna i pokrzykiwała coś, jak spanikowana gospodyni, ale za broń nie wzięła... Pewnie są jakieś bugi...
No to tyle o nietypowej współpracy z wiedźmokrukiem. Wszystkie inne bywają nieprzyjemne...

poniedziałek, 8 września 2014

Książki w Skyrim, cz.2

Oto kolejna porcja książek. Na razie pomijam te mainstreamowe "encyklopedie brittaniki" - historie cesarstwa, historie Berenziah i opisy wojen. Owszem, są fajne, powiązane z główną fabułą, ale mnie szczególnie nie pociągają. Są przy tym co najmniej 6-cio tomowe. To coś jak współcześnie powieści Trudi Cavanan, skądinąd świetne - polecam.

Złodziej cnoty

Oto jedna z fajnych powiastek-anegdot. O złodzieju-gentlemanie (ale nie Arsenie Lupin ;-) i jego przygodzie, w której chciał udowodnić, że jest mistrzem, a musiał udowodnić... sami posłuchajcie :-)
Tę książkę nagrałem, jak nie było środka nocy (co jest regułą), więc trochę mniej zasypiam - tu ukłon w kierunku Asi.




Utracona chwała

To taki bardziej reportaż o historii gildii złodziei. Autorstwa tajnego agenta zresztą.



Oczywiście jeśli ktoś znajdzie jakąś książkę, w miarę niedługą i nienudną, to może polecić, a może zmieści się ona w nadchodzących planach audiobookowych :-)

Woda czy ogień, wszystko jedno

Dziś napiszę krótko, ale aktualnie.

Od paru dni wybieram się do Smoczegomostu, bo mam tam coś do zrobienia, no i nie mogę dotrzeć. Skądkolwiek próbuję, robi się za stromo... Już mnie to denerwuje.
A dziś w tej okolicy zaatakował mnie dodatkowo smok. Byłem na koniu, uciekłem w dół, do rzeki. No i jestem zupełnie zanurzony w jednym wodospadzie, gdzieś u góry atakuje smok, a ja... się palę. Zanurzony w wodzie się palę... Co za niedoróba...

Niedługo później zresztą załatwiłem tego smoka jego własną bronią. Mimo że był nad brzegiem, trochę zamoczony, udało się go spalić. A jak wiadomo, jak umiera smok, to jego ciało zaraz się pali, jakby było z papieru, i zostają z niego tylko kości. No więc jak zginął, podpłynąłem szybko blisko i obserwowałem jego łeb i szyję, zupełnie w wodzie. No i tak samo się spalił, pod powierzchnią wody... Taka fizyka.

Minął dzień
Ok, załatwiłem sprawę w Smoczymmoście. A właściwie w punkcie widokowym. Rzeczywiście widokowym, bo widok stamtąd (na północ) jest śliczny, widać widełki dwu rzek. Zresztą wiele jest takich miejsc, wysoko położonych. Kiedyś może jakoś je zbiorę i pokażę...

niedziela, 7 września 2014

Recenzja Skyrim

Przyszedł czas napisać coś w rodzaju recenzji gry Skyrim. Ale po kolei, skąd ta myśl?

Otóż wpadł mi w ręce CD Action z grą Risen, którą Vojo określił, że będzie mi się bardzo podobała, bo " jest taka jak Gothik". Śmiesznie, bo właściwie w żadną z nich nie grałem. :-) Ok, gdyby to był masowy, opiniotwórczy blog, właśnie straciłbym większość subskrybentów. Ale jak wiadomo jest to blog niezauważalny w skali internetu, sub-atomowy, więc mogę sobie pozwolić na takie wyznanie.
W rzeczonym CD Action 10/2014 znalazłem recenzję Risen i stwierdziłem, że tak właściwie to myślę i piszę właśnie tak jak autor tamtej recenzji - CormaC. Po prostu muszę się zatrudnić w redakcji.

W rasowej recenzji powinienem zacząć np. od grafiki gry, a przy tym być odpowiednio kąśliwy, no bo przecież recenzentowi żadna gra nie dogodzi, a sposób renderowania kojarzy się z produktami z zeszłego roku, co jest niewybaczalne, bo nie może być graficznie przestarzała, najlepiej jakby była oparta na silniku, którego jeszcze go nie ma. Ja w ogóle tego nie zauważam...
Mógłbym dalej pisać o tych obowiązkowych elementach recenzji, jakimi są fabuła, mechanika czy rozwój postaci przez drzewo umiejętności, profesje, ale nie chce mi się, bo mi i tak nikt nie zapłaci za recenzję w CD Action :-) Dlatego napisze od serca i tylko to, co mnie naprawdę zachwyca.

Przyroda i krajobrazy. Naprawdę jestem zachwycony podróżowaniem po równinach i górkach, po lasach, wzdłuż rzek, wspinając się na skałki, rozglądając, podziwiając. Uwielbiam czasem włączyć sobie stały bieg i tylko kierować myszką i rozglądać się po krainie. Oczywiście czasem wyskoczy wilk, niedźwiedź czy szablozębne i popsuje nastrojową sielankę, ale jak się trzymać traktu, to nie jest tak źle. Zresztą zawsze da się po prostu uciec. Taka podróż naprawdę – choć to zabrzmi przedziwnie – naprawdę odpręża.

Drugą rzeczą, jaka budzi mój zachwyt i podziw, to książki. Tego się nie da opisać! W każdym mieście, w każdym domu czy instytucji jest mnóstwo półek, a na nich znaleźć można niezliczone książki. Potem na forach zorientowałem się, że tych książek jest aż 326. Co to za gigantycznym ogrom pracy! Naprawdę nie mogę wyjść z podziwu . Ktoś musiał usiąść i te książki napisać!
Każda z nich ma te kilkanaście stron i naprawdę ma jakiś sens. Niektóre z nich opisują w sposób niesamowicie epicki i rozbudowany historię Cesarstwa, Urielów, wszystkich innych królów, potem życiorysy bohaterów rzeczywistych czy legendarnych, jakieś Wilcze Królowe, Talosa - jego żywot i kult, i mnóstwo innych. Według mnie to jest ogrom pracy, który kiedyś wystarczyłby na kilkadziesiąt gier. Swoją drogą można się z uśmiechem zastanowić, jaka część graczy w ogóle te książki czyta... Przecież wiadomo, że wystarczy książkę otworzyć, i jeżeli daje punkty umiejętności, to się od razu zaliczają. Często w książce są wskazówki, które ułatwiają później decyzje w różnych kwestiach. Owszem  - ja czy Asia, jesteśmy takie świry, że czasem mamy cierpliwość przeczytać całą książkę do końca, ale ile nas jest...
Moimi ulubionymi jednak nie są książki historyczne czy nauczające czegoś o świecie gry, ale takie zupełnie oderwane. Takie powiastki trochę moralizatorskie, trochę jakieś zupełnie fabularne. Ostatnio udało mi się wrócić do jednej z nich, która mnie bardzo zachwyciła swoim klimatem. Żeby było ciekawiej, udostępniam ją w moim wykonaniu jako audiobook. Z góry wybaczcie, było to czytanie na żywca, więc właściwie poznawałem je razem ze słuchaczem, stąd czasem jakieś zawahania czy mało przytomna intonacja. Ale chodzi o zabawę.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Książki w Skyrim, cz.1

Tutaj podzielę się z wami kilkoma książkami, które mnie zachwyciły i które też są przecież częścią treści gry i to częścią mającą niezwykły urok dla tych, którzy to doceniają w RPGu.


Złota wstęga zasługi

Piękna opowieść, niezwiązana z fabułą, opowiadająca o dwu przyjaciołach z dzieciństwa, którzy spotykają się po latach, a ani ich przyjaźń, ani zamiłowanie do strzelectwa nie zardzewiały. Fajna pointa.



Puszka Azury

Spotkanie starego dwemerskiego filozofa-sceptyka z daedrą Azurą. Jedna z wersji z podań ludowych.


piątek, 29 sierpnia 2014

U mnie w domu

Próba wklejania zrzutu ekranu ze Steamowego serwisu.

alt
[org: http://steamcommunity.com/sharedfiles/filedetails/?id=292360514]
Jak widać udana. 
To fotka na piętrze mojego domu w Smoczej Grani. Moja ochroniarz, Lydia, tak zabawnie se siadła na smoczej kości, że tak jakoś jej "weszła" :-) Poza tym - wszyscy zdrowi.


niedziela, 24 sierpnia 2014

Amulet Gauldura - prequel

Tak więc muszę sięgnąć pamięcią wstecz, bo przy cz. 2 Amuletu wsypałem się, że już opisałem moją przygodę w lochach, a wyszło, że tylko w głowie opisałem, a na blogu -- nie...

W lochach, jak to w lochach, pełno szkieletów, czyli draughów, ale nawet jak wtedy byłem na niższym levelu - one były dla mnie dość słabe i mało odporne na mój ogień. Zawsze ostatnia sala jest duża, jest tam dużo pomocników i jeden główny boss, w tym przypadku pierwszy z synów Gauldura - Mikrul. Mikrul ma miecz z zaklęciem wysysania zdrowia.
Jako że byłem słaby, długo nie mogłem przejść tego bossa, byłem na jakieś 2-3 hity. Wobec tego musiałem odwołać się do swojej koronnej strategii - skradania się, strzelania z daleka z łuku i uciekania z powrotem. Boss zwykle wyłazi ze swojej trumny, gdy przejdziemy pewną linię, w tym przypadku były to schody w połowie komnaty. Załatwienie go było żmudne. Musiałem czekać, aż krążąc po sali podejdzie mi na dogodną pozycję, strzelałem i od razu uciekałem w bok. On oczywiście obrywał, rozjuszał się i biegał dookoła, żeby mnie dopaść. Czasem nawet schodził ze schodów i mógłby mnie zauważyć kulącego się pod ścianą, ale dzięki mojemu (świetnemu już) skradaniu - udawało mi się uniknąć wykrycia. Ale ciarki to miałem. Pomamrotał tylko trochę w tym swoim starożytnym języku i  wracał wyżej. I tak wiele razy. Na końcu, jak już był słaby, pozwoliłem sobie na szarżę i dobiłem go młotem :-)
Potem jak czytałem inne blogi, to się dowiedziałem, że jest trudny, bo ściąga mnóstwo minionów. Nie wiem, miał trochę sług, ale część wybiłem z ukrycia, zanim go obudziłem i to akurat nie było wielkim problemem.
Wydawało mi się, że robiłem nawet screeny, ale mi się zgubiły, więc screenów nie będzie.

Strategię wynalezioną tu stosuję potem regularnie w lochach. Niedawno doszło mi zaklęcie Furia, dzięki któremu mogę nawet z ukrycia powodować, że strażnicy czy bandyci wybijają się wzajemnie :-) A ja tylko przychodzę na gotowe. Jestem mistrzem inteligencji i taktyki. Szkoda, że nie nazwałem postaci Ender :-)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Amulet Gauldura cz.2

Nie wiem czy pamiętacie, ale jakiś czas temu chwaliłem się, jakim to świetnym sposobem pokonałem takiego głównego bossa szukając pierwszej części Amuletu Gauldura w lochach Folgunthur. Tamten główny boss był rzeczywiście strasznie mocny na mnie wtedy. Teraz wziąłem się za pokonanie drugiego z synów arcymaga Gauldura - Sigdisa Gauldursona, w komnacie Geirmunda, czyli w podziemiach w pobliżu Ivarstead.

Tam przede wszystkim na początku trzeba odważnie rzucić się do studni, nie ma innego sposobu. Jak już przejdziemy jaskinię, to oczywiście ukrytym przejściem wrócimy do tej komnaty na górze.

Tam są m.in. kolumny z symbolami zwierząt, którego to elementu nie lubię, a którego prawidłowe ułożenie jest często niezbędne, żeby przejść dalej. Na początku jak zwykle miałem straszny problem z ustawianiem. Od razu podpowiem wam, że trzeba je ustawić tak, że te z lewej ściany dotyczą kolumn po lewej stronie korytarza i vice versa. Ja na początku myślałem, że chodzi o zwykłą kolejność, czy coś tam. Ja zresztą nie mam talentu do ustawiania, bo za dużo jest kombinacji i raczej korzystam z solucji. No co, liczy się zabawa, a nie jakieś testy na orientację, które zresztą rozwiązuję świetnie, ale wtedy kiedy to o to chodzi, a nie o granie w Skyrim.

Potem jeszcze raz zerkałem w solucję, bo właściwie byłem po prostu niecierpliwy. Złapałem się jak głupi na pułapkę: zaraz przy moście z prawej strony jest dźwignia, ale ta dźwignia uruchamia tylko pułapkę, która nas przebija poziomymi pikami, zamiast spuszczać most. Okazało się, że wystarczy, że się obrócę do tyłu, bo na tylnej ścianie jest już odpowiednia dźwignia... No cóż, przyznaje się przed wszystkimi, czasem jestem tuman i potem się dziwię, jak ja mogłem tego nie widzieć albo spróbować.

Ale najfajniejszą sprawą była walka z samym bossem.
On tak jak tamten jego brat, robił sztuczki magiczne. Gdy go zabijałem, odradzał się cały czas w 3 egzemplarzach na 3 podestach. A zresztą głównie atakował moją Lydię, a wiadomo jak kończy się jej atakowanie :-). Ja szyłem do niego z ukrycia z łuku. Pomogłem sobie jeszcze smoczym krzykiem ogniowym, i po paru takich turach nagle już się nie odrodził.
Akurat amulet przy nim znalazłem, czyli wszystko poszło normalnie - wbrew temu, o czym można poczytać na forach, że gra się jakoś blokuje, że tego amuletu przy nim nie ma i nie da się ukończyć questu.

Wspomnę też, że przy pająkach i w ogóle zakamarkach jest troszkę fajnych skarbów, więc należy jak zwykle pomyszkować.
Ponadto był tam taki kolejny korytarz z automatycznie wahającymi się toporami, no to znowu nie mogłem sobie odmówić zabarwienia się kosztem Lydii, którą tam ustawiłem i patrzyłem, co wyczynia i co wykrzykuje, nie wiadomo zresztą, czy pod adresem bliżej nieokreślonego przeciwnika uruchamiającego te topory, czy też do mnie, bo się domyśliła, że to ja ją tak wrobiłem. Nieważne. Ona bardzo łatwo wybacza i nic nie pamięta. :-)
Zresztą podobnie zabawiłem się z wrogim draugiem, którego sprowokowałem do wejścia pod takie topory i tam walczenia z Lydią. On padł, ona jak zwykle przeżyła. "Ale głupi ci Rzymianie". (Krótki konkurs: skąd ten cytat?)

Z ostatniej chwili:
Najgorsze jest to, że nie widzę opisu walki z poprzednim Gauldursonem, a przecież były screen i sposób był fajny. Jestem pewien, że to pisałem... Chyba będę musiał uzupełnić.

niedziela, 27 lipca 2014

Ivarstead [spoiler]

Zaraz z tyłu domostw z Ivarstead jest taki wzgórek i wejście do lochów, tzw. Cichowisko. Ludność twierdzi, że tam straszy.
Wszedłem i załatwiłem. Tam był taki czarnoksiężnik-widmo, który był bardzo trudny, bo wiele razy pokonywał mnie bardzo silną magia ognia, gdy usiłowałem otworzyć drzwi z pierścieniami, jakie się otwiera często szponem smoka. Problem, że tym razem szponu nie miałem. Więc gdy tak manipulowałem przy drzwiach, on przychodził i załatwiał mnie z dystansu. Ja jednak okazałem się sprytny: udało mi się spotkać go gdzieś indziej, napuścić na niego moją towarzyszkę Lydię, a sam ukryłem się za rogiem jaskini. Wiadomo, że taka postać jak huskarl (i niektóre NPCe) nie ginie, tylko czasem jak osłabnie to upadnie albo odbiegnie. Wobec tego powalczyli trochę, ona go trochę zjechała, potem na chwilę przestali, i tak parę razy, i jak już mnie znalazł, to był na tyle zmęczony, że udało mi się go szybko położyć. I do tego on wtedy głupi walczył sztyletem. Jakby nie wiedział, że z magii jest dużo silniejszy. :-)
Może i silniejszy, ale głupszy :-)
A potem okazało się że to był oszust - tylko udawał widmo, a tak naprawdę był żywy, tylko miał taką miksturę. Znalazłem jego dziennik, w którym wyczytałem, że ma ten sam problem - nie miał szponu do otworzenia tych drzwi. No ja oczywiście go zdobyłem, spędziłem ciężkie godziny w tych podziemiach, które są z 3 razy większe, niż na początku było widać, ale nie będę już spoilował tu - generalnie powiem tylko, że szkielety strasznie łatwo idą na ogień :-)




sobota, 26 lipca 2014

Podryw w Skyrim

Wreszcie się wydało, co należy zrobić, żeby coś tam bara-bara-teges... :-)
Otóż w Pękninie jest świątynia Mary - bogini miłości, miłosierdzia i współczucia, tak ją odbieram (Tak zresztą piszą w poradniku, więc dobrze mi się wydawało).
Jej kapłani i kapłanki (szczególnie jedna) naprawdę przesłodcy i przeegzaltowani, szczególnie zważywszy, że mieszkają w mieście, gdzie raczej ludzie odnoszą się do siebie pogardliwie, mają ze sobą porachunki. Taka mała odmiana.
Nawet zrobiłem już jeden quest dla owej Mary. Pojechałem do dalekiego Ivarsted (Boże, jak w tym Rifcie wszystko jest blisko na mapie, a jedzie się po prostu godzinami....) zadziałać jako taka swatka i doradca sercowy jednej dziewczynie, która modliła się do Mary. No i udało się.
No ale miało być o małżeństwie. Jeden tamtejszy kapłan, odpowiednio zagadnięty, schodzi na ten temat. Okazuje się, że pobrać się to jest błysk - Nordowie jak są skorzy do bitki, tak i do chajtania się. Uroczystość jest krótka i załatwione.
Kapłan przehandlował mi amulet Mary, który zastępuje tu profil na portalu randkowym - sygnalizuje, że jakby co, to  jestem otwarty. Podobno ktoś, komu wpadnę w oko, może się dzięki temu amuletowi do mnie odezwać i jakiś flirt może się zdarzyć. Pożyjemy - zobaczymy. No i ciekawe czy będzie to facet czy babka :-)
A jak pojechałem do Ivarstead, to już tam trochę podziałałem. Ale to już temat na następną przygodę...

Strategie walki z przeważającym wrogiem

Tytuł wymyśliłem na końcu i jest trochę na wyrost :-)
No ale chcę się pochwalić, do czego doszedłem.... Ostatnio odkryłem zaklęcie Furia. Wchodzę do jaskini- oczywiście się skradam - i jak kogoś widzę to albo strzelam do niego (i prawie każdego kładę 1 strzałem, bo mam już umiejętność 3x obrażenia przy strzale z ukrycia), albo rzucam na jednego zaklęcie Furia i podglądam z ukrycia, jak się wzajemnie wycinają. To naprawdę pomaga, gdybym był np. za słaby na nich wszystkich naraz.
No kupa dobrej zabawy. Tylko trzeba uważać, żeby oni nas nie zauważyli, łącznie z Furiatem, bo on będzie atakował każdego, kogo widzi - to nie jest tak, że pod wpływem Furii walczy dla mnie koniecznie...
Inna sprawa jest, gdy idę z jakimś towarzyszem. Niestety kiedyś dałem się namówić jakiemuś włóczędze, żeby szedł ze mną, bo chciał popatrzeć jak rozwiązuję quest ze Staroblaskiem, ale że jak zwykle mam 100 rzeczy w głowie i ADHD, to najpierw poszedłem robić coś innego. I kiedykolwiek muszę się z kimś bić, to on oczywiście biegnie pierwszy, bije się wręcz, a jest strasznie słaby, a ja nawet nie wiem, jak go uleczyć, bo leczyć to umiem tylko siebie (sorry, taki klimat). Więc gdziekolwiek jestem teraz, to muszę walczyć z ukrycia, bo jak zacznę walczyć jawnie, to on poleci i za chwilę mi padnie. No a szkoda chłopa.
Zresztą ta sama sprawa z huskarlem, pomocnikiem, jakiego się dostaje jako jarl. Chociaż potem odkryłem, że huskarlowi można powiedzieć, żeby został na miejscu.
Istnieje też inna sprytna strategia. Atakujesz np. z dystansu i się chowasz, a twój huskarl leci na przeciwnika(-ów). A należy wiedzieć, że huskarl raczej nie ginie, tylko upada, ale zaraz potem zawsze się podnosi i znowu walczy za nas.
Co prawda udało mi się raz położyć huskarla własnoręcznie, kiedy jakoś tak go zaatakowałem, że uznał, że nie jesteśmy już razem; nie wiem dokładnie, na czym to polegało, bo w bitwie, nawet jak trochę zbierze ode mnie, to coś krzyknie, ale nic więcej z tego nie wynika.
Albo np. można się z niego ponabijać np. zamykając mu przed nosem jakąś bramę z krat. To działa tylko w podziemiach, gdzie te kraty otwierane są jakimiś dźwigniami, bo normalne drzwi czy bramy sobie otworzy, trzymając się nas.
Jednego razu tak mnie wpienił jeden pomocnik, że nie wiem. Wymyśliłem sobie strategię, że wybiję wszystkich przeciwników z takiego mostka-balkonu, na którym siedziałem ukryty. Więc strzelałem do jednego czy drugiego, ale oni zaalarmowani zawsze gdzieś wybiegali do korytarzy, więc musiałem się chować i czekać, aż wrócą. Niestety mój pomocnik był raczej narowisty i często mijał mnie i leciał dalej i gdzieś tam się z nimi spotykał poza moim zasięgiem, a najgorsze było to, że jak mu nie szło samemu, to często mi ich sprowadzał na głowę uciekając przed nimi - debil - pokazując im drogę na górę na ten balkon. Wtedy niestety padałem. No ale udało mi się go opanować. Zamykałem go za drzwiami, a jeśli uważałem, żeby się nie oddalić na więcej, niż parę metrów, to on nie otwierał tych drzwi i nie zaczynał swoich nieocenionych strategicznie akcji, a ja mogłem ich cierpliwie wybić z łuku po jednym. Nie wiem, czy gdzieś już o tym nie pisałem, ale przypomniało mi się to tu a propos quasi-inteligentnego zachowania sprzymierzeńców.
A jeszcze co do strategii to dodam, że czasem dobrze jest sobie wskrzesić zombie (draugra), który wtedy chodzi za nami i walczy. Niestety tylko przez 60 s, potem się spala na kupę popiołu, ale lepsze to, niż nic.

sobota, 19 lipca 2014

Gamer Party IV?

Jakoś tak się złożyło, że opisuję same partiesy, zamiast więcej o grze. A przecież w realu proporcja jest inna.
No ale nie przemilczę: Dziś wpadłem do Woja, który ma wakacje i mu się nudzi, więc może grać i chodzić po basenach i wszędzie. I znowu będzie zaraz Mateusz :-)

Dzięki Wojowi odkryłem Pękninę, takie miasto złodziei. Plan był taki, że obaj będziemy w mieście i będziemy sobie robić questy równocześnie na dwu komputerach. Takie MMO :-)
Natomiast praktyka wyszła taka, że Wojo od dawna był już w Pękninie i gdzieś się tam gubił w lochach, a ja usilnie usiłowałem tam dotrzeć, a droga była z Fortu kręta i najeżona niedźwiedziami, które na złość ciągle mnie zabijały. I tak dwie godziny jechałem, a jak już dojechałem, Wojowi już dawno się znudziło i był już gdzieś indziej. Tak że warto.

W Pękninie jest bardzo śmiesznie. Najpierw nie chcieli mnie wpuścić, bo panuje korupcja i czekali na... łapóweczkę. Potem znalazłem taki sierociniec prowadzony przez taką złą piastunkę, o ksywie Dobrotliwa ktoś-tam zresztą... [sprawdziłem - Dobroduszna Grelod, ależ przewrotna ksywa...]. Znałem już jej dokonania z podglądania Woja, więc od razu ją zabiłem na skróty. No to druga opiekunka zaczęła biegać po całym domu i pokrzykiwała histerycznie, jakbym ją własnoręcznie mordował - co przyrzekam, że nie miało miejsca. I robi tak, ilekroć tam wrócę. Zaraz zresztą postaram się wkleić fragment.
Histeryczka Konstancja z sierocińca
Natomiast dzieciaki były zachwycone, że uwolniłem je od sadystki-gnębicielki i dziękowały Mrocznemu Bractwu. Pomieszanie z poplątaniem. Ja może i bym kiedyś wstąpił do bractwa, ale na razie mi się nie udało. Nawet nie wiem czy tu chodzi o Mroczne Bractwo czy Gildię Złodziei, ponieważ przestępczość wszelka tam szaleje i wszyscy wyrażają się o różnych rzeczach aluzyjnie, więc już się gubię. Oczywiście urząd Jarla uważa, że wszystko jest w porządku i nie widzi problemu. Jakież to realistyczne :-)

Tak się potem zastanawiałem, co to za nazwa: Pęknina. Jakaś dziwna. Nie można było nazwać jakoś swojsko: Wędlina albo Gręplina? No bo nie wiem, z czego to się bierze. Przecież miasto nie wygląda na pęknięte. Pięknina to też nie jest. Jakieś pomysły?


środa, 16 lipca 2014

Legenda legła w gruzach

Ludzie.
Co ja się dziś dowiedziałem, to po prostu w głowie się nie mieści. Zawsze uważałem Woja za guru gier wszelakich - pokazywał mi Dragon Ejdże, Line Ejdże, wszelkie ejdże, w każdej miał level milion i był Hero of the Class, i miał zbroje tak epickie, że sam Epikur by nie miał.
I co on mi mówi normalnie dziś po paru tygodniach przygód w Skyrim?... Że co?! Że on w sumie grał tylko parę dni i doszedł mniej więcej tam gdzie ja...
No ja nie mogę.
To już mi tylko Asia pozostała, która grała 847 h, bo to na steamie jest napisane.
Ale nie ma tego złego. Skłonię Woja, żeby grał równolegle do mnie i nasze przygody nabiorą pikanterii. Mam nadzieję.
Jejku, nie ma siły opisywać, co tam przeżywam. Jak już zrobię jakąś jaskinię, to jestem tak zmęczony, że już nie piszę...

niedziela, 13 lipca 2014

Grobowiec Hillgrunda [spoilery]

Przygoda sprzed tygodnia, ale opublikowana dopiero teraz, na prośbę zniecierpliwionych czytelników :-)


Postanowiłem wyruszyć na wschód, tam gdzie niedawno zdobyłem sok tego Czcigodnego Drzewa. Po drodze było pełno fajnych lokacji, więc pomyślałem, że trochę spenetruję, jak to ja. Tuż przed samym mostem zauważyłem ścieżkę czy raczej takie schody w górę stoku, no to tam poleciałem. Była tam jaskinia, a przed nią facet, który stwierdził, że to grobowiec jego rodu, w którym teraz podobno urzęduje niedobry nekromanta. Quest nazywa się Grobowiec Hillgrunda, a facet Golldir.
No to oczywiście postanowiłem mu pomóc. Próbowałem zresztą parę razy, bo ja się tak nie umiem zdecydować, czy mam się skradać i z łuku ich kłaść, czy wszystkich palić płomieniami czy może rąbać takim młotem stalowym, który też mam, i w ogóle jak się ubrać. No dobra - dostanę opieprz od znanych tradycjonalistów - ale to ma być zabawa: więc wskoczyłem w ciężką stalową zbroję z jakiegoś herszta bandy. Z takim stalowym młotem to wielu ludzi mam na 1 hit, więc to naprawdę kręci. Oczywiście było dość łatwo. Do czasu...
Natomiast coś mi się zepsuło, bo nie mogę dodawać elementów do menu Ulubione (normalnie F, u mnie Tab). Pomyślałem, że to przez przemapowanie klawiszy, ale wróciłem do oryginalnego i dalej to samo. Nie wiem co z tą grą...
Więc jak mówiłem cała lokacja była łatwa, ale ostatnia komnata z nekromantą - bardzo trudna. Nekromanta zaatakowany otwiera dwoje drzwi, z których mu wyłazi pełno pomocników, najpierw słabych, ale potem mocniejszych. Nekromanta wciąż ożywiał te zombie, a nie można go było trafić, bo się teleportował i naprawdę ciągle padałem, mimo że miałem pomocnika. Brakowało mi many, potem tym młotem nie zawsze trafiałem, a ich się robiło bardzo dużo.
A ja to jestem takim graczem, że najpierw zbieram wszelkie potionki, składniki, ubrania, bronie, że ledwo chodzę, a potem jak trzeba, to nie używam...hehe.
Jak sobie poradziłem?:
Pozbierałem mnóstwo złota, nawet urny regularnie plądrowałem, bo tam jest tego pełno. Mam już znowu 2000 mimo kupna domu no i sobie wracam.
Właśnie znalazłem na YT jeden pewien z miliona filmików z gameplayu. W sumie mogę zamieścić, wypromuję faceta :-)
Grobowiec Hiilgrunda z Marvolo
Pozdrawiam Autora.

Spojrzenie w przyszłość, Gamer Party III

A dziś wpis wyjątkowy.
W przygotowaniu jest parę, ponieważ odwiedzam północne strony i działam tam w wątkach pobocznych, ale tyle się dzieje, że nie ma kiedy opisywać. Ale za dziś już wiem, że jutrzejszy wieczór spędzę u Mateusza - trzeciego z naszych kumpli od Gamer-party. Oczywiście będziemy oglądać finał Mistrzostw Świata, ale będziemy w tym samym gronie, więc wspomnieć tu wypada i należy.
Zresztą właśnie wynalazłem kod, który powinien pozwolić mi ukrywać spoilery...
Poniżej tekst spoilera:
Fajne, prawda?
A dzieje się dużo. Znajduję błędy w grze, głównie braki w tłumaczeniu, czasami nieprawidłowe zachowanie postaci i absurdalne sytuacje graficzno-fizyczne - pewnie tym się będę dzielił.
No ale to do jutra.

sobota, 5 lipca 2014

Re-gamer party czyli tym razem u mnie

Coś jest nie tak z tym blogspotem Googla... Wczoraj edytowałem długiego posta o dalszych przygodach, tym razem na wschód od tej wielkiej góry i nie ma po nim śladu. A co się dzieje z kolorkami i fontami  to osobna sprawa...
W ogóle muszę się zastanowić, co zrobić ze spoilerami, musiałbym je jakoś oznaczać, w końcu mam nadzieję, że będzie to czytać ludność :-)
Nie wiem, jakoś odtworzę tego posta potem.

A tymczasem news jest taki: wczoraj ekipa sprzed tygodnia odwiedziła z kolei mnie. Było przezabawnie, Wojtek mi przeszedł Smoka :-) Jak siądę to opiszę. Może dziś. A na razie na słońce. Realne. W międzyczasie tropię też błędy w grze.

wtorek, 1 lipca 2014

Nareszcie w domu

No dobra.
Najważniejszy news:
Mam własny domek :-)
Taki przy bramie Białej Grani. Nazywa się Breezehome (oczywiście nie spolszczony). Kosztował 5000 i nieźle musiałem się nachodzić i namordować, żeby to uzbierać. A w podłodze mam niespodziankę.
Ale o tym i o wszystkim innym następnym razem. Bo która już jest... W tygodniu będzie krucho...

niedziela, 29 czerwca 2014

Gamer party u Woja

A dziś niespodzianka. Pojechałem do Woja na Gamer Party. Trzech gości ze swoimi komputerami się zjechało, popodłączaliśmy się, i gramy. Właściwie w mieszkaniu jest 5 komputerów, licząc żoniny :-) Kłopot w tym, że tamci optują za StarCraftem, a ja choćby z powodu mojej stałej przypadłości, że nie mam grama miejsca na dysku, nie mogę sobie tego zainstalować, zresztą RTSy mnie nie ciągną, a jak wiadomo jestem w inicjalnym zachwycie nad Skyrimem, więc stanęło na tym, że moje uczestnictwo wyrażę w postaci grania sobie Skyrim, a oni będą sobie grali w StarCrafta. Jakimiś Zergami czy Protonami. O protonach to ja już się uczyłem w podstawówce....

Czyli tak: oni grają w Starcrafta, a ja się trochę snuje po Białej Grani i szukam guza :-).
Dobra, nie będę robił sprawozdania z każdego questu przecież, powiem tylko, że nie posuwam głównego bardzo, bo chodzę po pobocznych, zapisuję się do Towarzyszy, takiej gildii honorowych wojowników (ja - wojownik... no nie mogę...).
Ale co fajniejsze to opowiem:
Wszedłem do takiego domu Komnata Umarłych i siedział tam jakiś dziadek, który od razu zaczął mnie pouczać, to olałem go i poszedłem dalej, niżej, a tam patrzę - szkielety mnie atakują. Nie chciało mi się walczyć, więc uciekłem. A Szkielety pobiegły za mną, przez pół miasta, ale potem wróciły. Jak się uspokoiło, wróciłem do tego domu. Wchodzę, patrzę, a tam dziadek leży zabity. Biedny. Nic nie rozumiem, rozeźliłem szkielety, a zaciukali dziadka. Zrobiło mi się żal. Pomyślałem, że wrócę się w czasie i zaprawię swój błąd (ah! dzięki ci Melitele, czy komukolwiek-tam, za save'y).

Ok, tak zrobiłem. Dziadek potrzebował amuletu, który mu daje moc, no to mu przyniosłem i już spokojnie, z czystym sumieniem mogłem spacerować dalej. Tak do końca czystego nie mam, bo mam na koncie np. bardzo fajny elfi łuk (ukradziony wprost z domu szefa - jarla - ależ jestem bezczelny, ale wymagało to niezłego poziomu otwierania zamków wytrychami.

Przypomniała mi się jedna scena, gdzie mnie zatkało. Męczyłem się z jednym zamkiem (ale nie tym u jarla, tylko później gdzieś), nałamałem parę wytrychów - a to słychać, więc wszyscy wiedzieli - trochę się denerwowałem, chłopaki zaczęli się trochę nabijać. No to rzuciłem wyzwanie Wojowi, żeby se zobaczył, jak to jest w Skyrimie z zamkami. Wojo kiedyś grał, ale mówił, że już nic nie pamięta. Powiem krótko: Wojo podszedł, zrobił jeden ruch myszką i zamek był otwarty i to na poziomie czeladnika... Oddałem honor :-)

Pod wieczór (czasu ziemskiego, gdy grał Urugwaj bez chomika) wszedłem do świątyni Kynaret i dałem się tam jednej kapłance namówić na pomoc. Trzeba było pójść daleko w góry i znaleźć takie drewno czy coś, co uzdrowi inne drewno i takie tak kapłańskie bajdy. Nazywa się to Zguba pokrzyw. Śmiesznie, co? Boże, co to była za przeprawa! Normalnie zabijały mnie ciągle takie wiedźmy elektrycznością, aż wreszcie koledzy przyszli i zrobili Konsylium, jak mi pomóc to przejść. Okazało się, że trochę nie robiłem awansu i nie wykupywałem sobie Umiejętności. Drugi kolega radził, żebym odpuścił ten quest, bo jeszcze jestem słaby. Ale zaciąłem się i powiedziałem, że zrobię to teraz, a nie kiedyś tam, bo mi wiedźmy wjechały na ambicję. Nie dalej jak wczoraj chwaliłem się tu, jaki to ja mocny nie jestem...
Wiedźmokruk
Idąc normalnie wąwozem wpadały na mnie z 3 Wiedźmy i bardzo szybko mnie kładły, bo tam ktoś z góry strzelał i to nieźle, magią. Więc wymyśliłem, że dojdę tam górą, po krawędzi wąwozu i zacząłem szyć do nich z łuku z daleka. Trochę mi to pomogło, wiedźmy wybiłem, ale najlepsza przeprawa była z niejakim Wiedźmokrukiem - takim jakimś czymś, czego w ogóle z bliska nie widziałem, bo siedzi w obozie na skale trochę wyżej niż otoczenie. Dopiero musiałem zajść do od tyłu i znaleźć taki kamień, za którym się kryłem, bo te wiedźmokrukowe pociski ogniowe zdejmowały mi 1/3 życia, ale ustawiłem się tak tuż za krawędzią, że go widziałem i trafiałem, a on mnie nie mógł trafić. Co prawda chyba z 20 strzał to kosztowało zanim go położyłem i to była chyba najcięższa przeprawa dotąd, ale mam satysfakcję, że się nie poddałem.

I w ogóle party u Woja było rewelacyjne.
Dzięki, gospodarzu.

Dodatek.
Dużo później zdołałem złapać screena z żywym Wiedźmokrukiem:

Swoją drogą jeśli ktoś wymyśli normalny sposób, żeby w blogu wklejać obrazki zapisane na steamie, to będę wdzięczny. Link pobrany ze steama jakoś nie działa

sobota, 28 czerwca 2014

Na początek skok w bok... do kopalni

Zaczęło się klasycznie, długą cut-sceną, potem niestety musiałem zdecydować się na wybór rasy. Ale to rozwinę następnym razem.

Na początku, gdy zgodnie ze scenariusze miałem iść do najbliższego miasta ze swoim przewodnikiem Hadvarem, oficerem Cesarskich, który drodze opowiadał niezliczone ciekawostki, musiałem trochę się nabiedzić ze sterowaniem (przesiadka z Dragon Age, gdzie prawy klawisz to ruch, a spacja - stop klatka; a tu oba klawisze myszki to cios bronią, którą potem trzeba chować, chodzi się WSADem, ale zmienia kierunek ruchem meyszki,a stop tylko przy wejściu do jakichś tam menu - no makabra...), ale zaraz po kamieniach, gdzie mogłem wstępnie zdecydować się na 1 z 3 profesji: Maga, Złodzieja lub Wojownika, zaczęło mnie nosić na boki. Najpierw rzuciły się na mnie wilki i najpierw się strasznie przestraszywszy, bo oczywiście żarło mnie coś, ale nie widziałem skąd, przekonałem się, jaki potężny miotacz ognia ma w rękach :-) Naprawdę potężny, postać zupełnie świeża, a usmażyłem wszystkie wilki z łatwością. Nota bene włączyłem tryb (chyba) Uczeń, czyli 2. z 4.

Poszedłem troszkę w górę stoku i znalazłem kopalnię Żarzący Okruch. Bardzo fajna kopalnia. Tam właśnie spotkałem pierwszych bandytów i tam kolejny raz mnie zaskoczyła moc miotania ognia - tam broń okazuje się niesamowicie skuteczna. Oczywiście muszę spędzić ciężkie godziny decydowaniu o tzw. klawiszologii, ponieważ domyślne - nie wiem - nie odpowiadają mi. Zaczynam sobie przypominać jak to było w Oblivionie, bo oczywiście miałem to wtedy dopracowane inaczej. Nawiasem mówiąc znalazłem pierwsze błędy w interface: jeżeli użycie przedmiotu (normalnie E) podepnę pod spacje, podpowiedź z tym klawiszem wyświetla się prawidłowo zmodyfikowana; natomiast przypadku gdy przeszukuje przedmioty lub czytam książkę, ekran podpowiada mi domyślny klawisz E, który nie zadziała, bo wtedy też obowiązuje przemapowane, czyli Spacja.

Czasem jak się podnosi, rozgląda albo kogoś przeszukuje, to ten ktoś przekomicznie nadziewa się na nasz wzrok i później rozglądając się za pomocą myszki wleczemy gościa, a nawet podnosimy go wiszącego bezwładnie. Choć pamiętam że w Oblivionie bywało jakoś podobnie. Pamiętam jak się strzelało z magii no np. nieżywego niedźwiedzia, który potem super bezwładnie toczył się, a nawet spadał z urwiska. Można było nawet nadążać za nim, w roli kamery.

Może się nawet kiedyś tym pochwalę, ale znajdźcie mi klawisz do screenshota.

W każdym razie w kopalni już się nieźle obłowiłem i nazbierałem śmieci. Zapewne będzie to moją stałą przypadłością, z której przecież jestem znany...

PS:

Po paru godzinach grania wyświetliło mi, że screenshot to F12. I nawet od razu się wysyła do społeczności


piątek, 27 czerwca 2014

Zaczynam

Ze mną to tak jest, że ilekroć zaczynam się bawić jakąś grą, mam mnóstwo entuzjazmu, zachwytu i różne epickie pomysły. Np. postanawiam pisać bloga i tam dzielić się tymi wszystkimi radościami i frajdami, jakich doświadczam eksplorując świat gry (a to głównie mnie jara), na wypadek, gdybym nie bardzo mógł znaleźć odpowiednio ze mną zsynchronizowanego zapaleńca tej samej gry, a jak wiadomo o takich dość trudno. Nawet gdy wśród znajomych mam parę najbliższych osób,  które zarażają mnie fajnymi grami, a wszyscy uwielbiamy wielkie niezbadane światy RPG, to rzadko się zdarza, żeby między ich zarażeniem a moim minęło na tyle mało faz księżyca, żebyśmy jeszcze znaleźli wspólny język i byli na podobnym etapie. Tę akurat niniejszą grę, aż boję się wspominać, dostałem od nich jakieś 2 lata temu, i nawiasem mówiąc wszyscy już w nią pograli, tylko nie ja, więc szansa na wykrzesanie jakiegoś współentuzjazmu jest nikła. Dobra, nie uzasadniając więcej, ciesze się, że w ogóle zacząłem, bo jak naucza reklama Pana Kondrata: jedni snują, a drudzy realizują. A jak wyżej wspominani brat i siostra w rpgowaniu, Wojo i Trolasia, wpadną i poczytają, to też będzie frajda dla mnie, a może i nawiąże się jakaś dyskusja. Jednego niw obiecuję - że zdania będą mniej złożone. Trzeba było przed liceum jeszcze o to walczyć a i tak nie wróżyłbym specjalnego powodzenia, bo po prostu ja tak mam i tak piszę, jak i myślę.