niedziela, 28 września 2014

Książki w Skyrim cz.3 - Prawdziwa Barenziah cz.1

Specjalnie dla Asi.

Pamiętacie, że Asia komentując moje pierwsze audioksiążki zasugerowała wciągający cykl "Prawdziwa Barenziah", że niby fajny i że można by zrobić? Myślę - Boże, za co? Co to, to raczej nie; w końcu spotykam te książki od dawna na półkach i omijam szerokim łukiem - są bardzo długie i odcinków mają tyle, ile serial. Robota na miesiąc. No i tu nagle Asia właśnie o tym, i jak tu odmówić pierwszej czytelniczce i przyjaciółce.
Nie wiem, jak to się stało, ale siadłem do tego... No i powstał jeden tom, zresztą nie wiem, jak to się tam numeruje. Choć naprawdę nie mam pojęcia czy i kiedy zrobię więcej. Ale do lektury zapraszam, choć oczywiście wiem, że za drugim razem (nie a vista - jak był uprzejmy zauważyć Wojtek) pewnie wyszłoby pewniej i lepiej.

Prawdziwa Barenziah odc.1


Prawdziwa Barenziah odc.2



Koniecznie piszcie, co sądzicie, bo bez fali entuzjastycznych recenzji nie będę miał siły produkować dalej :-)

niedziela, 21 września 2014

Nowe otwarcie

No, panie i panowie.
Niedługo będą 3 miesiące, jak gram, i muszę przyznać, że tych przygód, miejsc i przeżyć jest tak dużo, że już dawno przestałem relacjonować je na bieżąco. Każdy kto będzie w Skyrimie, wie, że tak jest. Musiałbym dziennie godzinę pisać co robiłem. Zresztą w necie są takie walkthoughy.
A ostatnio też trochę gram mniej, bo i nowa praca i zmęczenie ogólnie, czasem człowiek jest chory - jak teraz...
Ale właśnie zdecydowałem się na zaproszenie do Grona moich czytelników paru nowych fajnych osób:

  • Marcina z Krakowa, mojego kolegi ze studiów i z pracy; przy okazji pozdrawiamy Tytusa, jego syna, który jest w "drodze"*;
  • Marty, też z Krakowa, świetnej wokalistki, z którą śpiewało się tu i ówdzie
  • Emilii - koleżanki z mojej nowej pracy, choć ona jedzie sobie na Erazmusa, więc pewnie zaglądać nie będzie. 
Ale każdy, kto wpadnie, niech wie, że bardzo się będę cieszył z komentarzy oraz propagowania bloga wśród innych zainteresowanych. Zresztą piszcie też, co jest dobrze, co jest źle, co Was bawiło, co by Was interesowało, bo tak naprawdę gdybym Was spotkał to mógłbym o Skyrimie trajkotać non-stop, czego ustawicznie doświadcza Mateusz. :-)

Tak przy okazji sięgnę pamięcią wstecz i prześledzę swoją karierę w Skyrimie. Zacząłem oczywiście od Białej Grani, ale od samego początku włóczyłem się trochę po płaskowyżach Dzielnicy i łapałem się różnych robót. Poznawałem przepiękną krainę i robiłem różne rzeczy, często questy poboczne. Taki mam styl. Dopiero gdy dopadł mnie Wojtek chyba na 1. gamer party - zmusił mnie do zabicia pierwszego smoka, a nawet powiem więcej: zabił mi go za mnie. Zresztą były przygody, bo smok mi się zaciął. :-)
Potem jakoś udałem się do dalekiej Samotni, żeby było nieklasycznie i zacząłem tam załatwiać sprawy, aż do momentu gdy jarlowa zaproponowała mi pozycję tana. Wszystko pięknie-ładnie, ale pozycja ta kosztuje, bo do tego trzeba sobie kupić dom. Wtedy jeszcze nie było mnie na to stać, bo to było chyba 8000. Teraz nie wspomnę, ile takich domów mógłbym mieć, ale nie kupuję.
Potem długo, długo nic, a potem po jakimś czasie udałem się do Pękniny. Już teraz nie pamiętam, dlaczego właśnie tam, pewnie jakiś quest mnie tam zagnał. Wtedy zaczęły dochodzić do mnie słuchy o gildii złodziei i gildii zabójców, które zresztą przez jakiś czas jak wiadomo mi się mieszały.
Dość niedawno musiałem udać się do Markartu, ale klimat tego miasta niezbyt mi odpowiada, co opisuje.
Jak lew bronię się przed poczytalnym zachowaniem, czyli udaniem się do Zimowej twierdzy - tam, gdzie dalej studiuje się magię. Tak mi się porobiło, że zdecydowanie najmocniej walę z łuku i z ukrycia. Nawet ostatnio się uwziąłem i nie walczę łukiem, tylko magią, żeby ją sobie podćwiczyć, ale  te moje płomienie, ewentualnie mróz nie są specjalnie silne. Ale wzywam sobie atronacha ognia i razem z Lydią są mocną drużyną. Tylko nie wiem, czy wtedy mi się rozwija magia.
Tak że już niedługo się przemogę i pójdę do akademii magów.

Ostatnio Asia zadała mi wielki projekt audiobukowy: żeby nagrać całą serię tych opasłych tomów. Ale ja naprawdę nie wiem, czy jestem w stanie czasowo. Ale oczywiście za zainteresowanie dziękuję i coś będę próbował.

A w międzyczasie trwa finał siatkarskiego mundialu, Na razie idealnie równo...

czwartek, 18 września 2014

Fizyka a raczej utopia

Prawie od samego początku zbierałem dowody na to, że w Skyrim nie obowiązuje fizyka taka, jaką sobie wyobrażamy, tylko fizyka z wyjątkami. Robiłem screeny, zbierałem dowody i ładowałem je na Steama. No to przyszedł czas pokazać pokazać je tu.

Światło nie rozchodzi się prostoliniowo

Prawie na samym początku, gdzieś w okolicach Helgen, a może tu już było nad Rzeczną Puszczą, stanąłem sobie górce. Wytęż wzrok i znajdź cień wielkiej góry, a cień mojej osoby.
[org. http://steamcommunity.com/sharedfiles/filedetails/?id=277272858]
Najlepiej sięgnąć po oryginał, który jest większy.
Dodatkowo zauważ, jaki jestem "zapadnięty" w skałę...

Skały mają warstwy (dawniej: ogry mają warstwy)

Gdy się idzie po dość stromej skale i się odpowiednio do niej przytuli, widać, że rzeczywistość nie jest taka, jak na wierzchu. Pod pierwszą warstwą skały często znajdzie się drugą i dalsze...



Pewnie trochę lepiej to widać w ruchu, ale stoję ja stromej ścianie, NE na SW na zdjęciu, a pod nią widać starsze warstwy geologiczne.

Przedmiotów martwych, które były żywe, nie obowiązuje grawitacja

Jeśli odpowiednio szybko i energicznie zabijemy szkielet (rzecz się dzieje w jednym z fortów opanowanych przez magów-renegatów nad środkową Białą Rzeką), jego kości zostaną tam, gdzie je zaskoczyliśmy, bez spadania na ziemię.
[org. http://steamcommunity.com/sharedfiles/filedetails/?id=315330249]

Zresztą często całe osoby, mimo że martwe, też bywa, że tak się jakoś nadzieją, że są pionowo.

Takich screenów przybywa, więc jak trafię na coś wyjątkowo zabawnego, to dołożę.
Osobną sprawą są osiągi mojego konia, ale to temat na osobny post :-) Jak tylko się wyśpię i wychoruję, wkleję.

środa, 10 września 2014

Z wiedźmokrukiem za Pan Brat

Dziś (blog ma kolosalne opóźnienia w cyklu publikacji...) miałem ciekawe spotkanie z wiedźmokrukiem. I uwierzcie, to wcale nie była konfrontacja tylko... współpraca. Ale po kolei. Postanowiłem pewnego razu spenetrować gdzieś pewną jaskinię czy wieżę, bo miałem po drodze i znudziło mi się trochę kolejne zadanie fałszowania ksiąg na zlecenie Gildii albo mieszanie się w lokalne konflikty robotników i właścicieli kopalni w Markarcie. Wystarczy, że to mamy w realu, w Sosnowcu czy okolicach (aktualność żachnięcia przemijająca).

Oczywiście chciałem być sprytny i popisać się przed samym sobą, więc poszedłem bardzo pod górkę, ale wspinanie się to jak wiadomo moja specjalność, i usiłowałem dostać się do wieży, którą widziałem z daleka. Albo byłem ślepy albo coś, bo nie udało mi się do niej wejść i musiałem i tak zejść na dół, do głównej ulicy, gdzie czekał mój konik i przejść przez normalne jaskinie, zresztą nietrudne, zwane Jaskinią Urwiska Ślepców (nomen omen). Zdaje się, że tak musiało być, bo potem natknąłem się na dźwignię, która otwierała przejście tam, gdzie nie mogłem się dostać przez kraty za pierwszym razem.
Jak już wszedłem od dołu do góry, patrzę, a tu klatka, a w niej wiedźmokruk. I ten wiedźmokruk prosi mnie, żebym go/ją wypuścił, a jednocześnie obiecuje, że nie będzie dla mnie niebezpieczne/a, przy czym zwraca się do mnie per "dobre mięsko" czy jakoś podobnie. Szajba, nie? No więc miałem niezły dylemat, bo właściwie uważałem, że to jest raczej podkucha i monstrum rzuci się na mnie, skoro tylko ją/go/je wypuszczę. No ale co się przejmować, jestem miszczu, zrobiłem zapis i próbuję.
Otwieranie tej klatki spacją nie będzie działać, dopiero trzeba znaleźć łańcuch trochę dalej. Jakież było moje zdziwienie, gdy wiedźmokruk grzecznie udał się w górę jaskini prosząc, abyśmy razem ukatrupili innego wiedźmokruka - Petrę, tak aby ten mógł odzyskać swoją ukochaną jaskinię. Naprawdę, nie czynił mi żadnej krzywdy już do końca przygody. Potem już szło normalnie, łatwo się zabiło tego drugiego, a pierwszy dał mi w nagrodę Oko Melki, taką włócznię dającą ognia, którą dałem od razu Lydii i któa jej się potem nieźle przydaje. Przygoda ta w ogóle się bardzo opłaca, ponieważ znajdujemy tam skrzynię z ciekawymi rzeczami. Teraz nie pamiętam, ale po czasie sobie znalazłem, że to zadanie nazywa się Tarcza Hrolfdira dla Jarla Igmunda i tęże tarczę tam m.in. znalazłem.
Przy okazji poeksperymentowałem sobie na Melce nieco. Zdarzyło się, że gdy ją atakowałem łukiem, w ogóle nie odpowiadała atakiem. A kolei gdy atakowałem wręcz, Lydia chodziła wokół nas bezradna i pokrzykiwała coś, jak spanikowana gospodyni, ale za broń nie wzięła... Pewnie są jakieś bugi...
No to tyle o nietypowej współpracy z wiedźmokrukiem. Wszystkie inne bywają nieprzyjemne...

poniedziałek, 8 września 2014

Książki w Skyrim, cz.2

Oto kolejna porcja książek. Na razie pomijam te mainstreamowe "encyklopedie brittaniki" - historie cesarstwa, historie Berenziah i opisy wojen. Owszem, są fajne, powiązane z główną fabułą, ale mnie szczególnie nie pociągają. Są przy tym co najmniej 6-cio tomowe. To coś jak współcześnie powieści Trudi Cavanan, skądinąd świetne - polecam.

Złodziej cnoty

Oto jedna z fajnych powiastek-anegdot. O złodzieju-gentlemanie (ale nie Arsenie Lupin ;-) i jego przygodzie, w której chciał udowodnić, że jest mistrzem, a musiał udowodnić... sami posłuchajcie :-)
Tę książkę nagrałem, jak nie było środka nocy (co jest regułą), więc trochę mniej zasypiam - tu ukłon w kierunku Asi.




Utracona chwała

To taki bardziej reportaż o historii gildii złodziei. Autorstwa tajnego agenta zresztą.



Oczywiście jeśli ktoś znajdzie jakąś książkę, w miarę niedługą i nienudną, to może polecić, a może zmieści się ona w nadchodzących planach audiobookowych :-)

Woda czy ogień, wszystko jedno

Dziś napiszę krótko, ale aktualnie.

Od paru dni wybieram się do Smoczegomostu, bo mam tam coś do zrobienia, no i nie mogę dotrzeć. Skądkolwiek próbuję, robi się za stromo... Już mnie to denerwuje.
A dziś w tej okolicy zaatakował mnie dodatkowo smok. Byłem na koniu, uciekłem w dół, do rzeki. No i jestem zupełnie zanurzony w jednym wodospadzie, gdzieś u góry atakuje smok, a ja... się palę. Zanurzony w wodzie się palę... Co za niedoróba...

Niedługo później zresztą załatwiłem tego smoka jego własną bronią. Mimo że był nad brzegiem, trochę zamoczony, udało się go spalić. A jak wiadomo, jak umiera smok, to jego ciało zaraz się pali, jakby było z papieru, i zostają z niego tylko kości. No więc jak zginął, podpłynąłem szybko blisko i obserwowałem jego łeb i szyję, zupełnie w wodzie. No i tak samo się spalił, pod powierzchnią wody... Taka fizyka.

Minął dzień
Ok, załatwiłem sprawę w Smoczymmoście. A właściwie w punkcie widokowym. Rzeczywiście widokowym, bo widok stamtąd (na północ) jest śliczny, widać widełki dwu rzek. Zresztą wiele jest takich miejsc, wysoko położonych. Kiedyś może jakoś je zbiorę i pokażę...

niedziela, 7 września 2014

Recenzja Skyrim

Przyszedł czas napisać coś w rodzaju recenzji gry Skyrim. Ale po kolei, skąd ta myśl?

Otóż wpadł mi w ręce CD Action z grą Risen, którą Vojo określił, że będzie mi się bardzo podobała, bo " jest taka jak Gothik". Śmiesznie, bo właściwie w żadną z nich nie grałem. :-) Ok, gdyby to był masowy, opiniotwórczy blog, właśnie straciłbym większość subskrybentów. Ale jak wiadomo jest to blog niezauważalny w skali internetu, sub-atomowy, więc mogę sobie pozwolić na takie wyznanie.
W rzeczonym CD Action 10/2014 znalazłem recenzję Risen i stwierdziłem, że tak właściwie to myślę i piszę właśnie tak jak autor tamtej recenzji - CormaC. Po prostu muszę się zatrudnić w redakcji.

W rasowej recenzji powinienem zacząć np. od grafiki gry, a przy tym być odpowiednio kąśliwy, no bo przecież recenzentowi żadna gra nie dogodzi, a sposób renderowania kojarzy się z produktami z zeszłego roku, co jest niewybaczalne, bo nie może być graficznie przestarzała, najlepiej jakby była oparta na silniku, którego jeszcze go nie ma. Ja w ogóle tego nie zauważam...
Mógłbym dalej pisać o tych obowiązkowych elementach recenzji, jakimi są fabuła, mechanika czy rozwój postaci przez drzewo umiejętności, profesje, ale nie chce mi się, bo mi i tak nikt nie zapłaci za recenzję w CD Action :-) Dlatego napisze od serca i tylko to, co mnie naprawdę zachwyca.

Przyroda i krajobrazy. Naprawdę jestem zachwycony podróżowaniem po równinach i górkach, po lasach, wzdłuż rzek, wspinając się na skałki, rozglądając, podziwiając. Uwielbiam czasem włączyć sobie stały bieg i tylko kierować myszką i rozglądać się po krainie. Oczywiście czasem wyskoczy wilk, niedźwiedź czy szablozębne i popsuje nastrojową sielankę, ale jak się trzymać traktu, to nie jest tak źle. Zresztą zawsze da się po prostu uciec. Taka podróż naprawdę – choć to zabrzmi przedziwnie – naprawdę odpręża.

Drugą rzeczą, jaka budzi mój zachwyt i podziw, to książki. Tego się nie da opisać! W każdym mieście, w każdym domu czy instytucji jest mnóstwo półek, a na nich znaleźć można niezliczone książki. Potem na forach zorientowałem się, że tych książek jest aż 326. Co to za gigantycznym ogrom pracy! Naprawdę nie mogę wyjść z podziwu . Ktoś musiał usiąść i te książki napisać!
Każda z nich ma te kilkanaście stron i naprawdę ma jakiś sens. Niektóre z nich opisują w sposób niesamowicie epicki i rozbudowany historię Cesarstwa, Urielów, wszystkich innych królów, potem życiorysy bohaterów rzeczywistych czy legendarnych, jakieś Wilcze Królowe, Talosa - jego żywot i kult, i mnóstwo innych. Według mnie to jest ogrom pracy, który kiedyś wystarczyłby na kilkadziesiąt gier. Swoją drogą można się z uśmiechem zastanowić, jaka część graczy w ogóle te książki czyta... Przecież wiadomo, że wystarczy książkę otworzyć, i jeżeli daje punkty umiejętności, to się od razu zaliczają. Często w książce są wskazówki, które ułatwiają później decyzje w różnych kwestiach. Owszem  - ja czy Asia, jesteśmy takie świry, że czasem mamy cierpliwość przeczytać całą książkę do końca, ale ile nas jest...
Moimi ulubionymi jednak nie są książki historyczne czy nauczające czegoś o świecie gry, ale takie zupełnie oderwane. Takie powiastki trochę moralizatorskie, trochę jakieś zupełnie fabularne. Ostatnio udało mi się wrócić do jednej z nich, która mnie bardzo zachwyciła swoim klimatem. Żeby było ciekawiej, udostępniam ją w moim wykonaniu jako audiobook. Z góry wybaczcie, było to czytanie na żywca, więc właściwie poznawałem je razem ze słuchaczem, stąd czasem jakieś zawahania czy mało przytomna intonacja. Ale chodzi o zabawę.