Czyli tak: oni grają w Starcrafta, a ja się trochę snuje po Białej Grani i szukam guza :-).
Dobra, nie będę robił sprawozdania z każdego questu przecież, powiem tylko, że nie posuwam głównego bardzo, bo chodzę po pobocznych, zapisuję się do Towarzyszy, takiej gildii honorowych wojowników (ja - wojownik... no nie mogę...).
Ale co fajniejsze to opowiem:
Wszedłem do takiego domu Komnata Umarłych i siedział tam jakiś dziadek, który od razu zaczął mnie pouczać, to olałem go i poszedłem dalej, niżej, a tam patrzę - szkielety mnie atakują. Nie chciało mi się walczyć, więc uciekłem. A Szkielety pobiegły za mną, przez pół miasta, ale potem wróciły. Jak się uspokoiło, wróciłem do tego domu. Wchodzę, patrzę, a tam dziadek leży zabity. Biedny. Nic nie rozumiem, rozeźliłem szkielety, a zaciukali dziadka. Zrobiło mi się żal. Pomyślałem, że wrócę się w czasie i zaprawię swój błąd (ah! dzięki ci Melitele, czy komukolwiek-tam, za save'y).
Ok, tak zrobiłem. Dziadek potrzebował amuletu, który mu daje moc, no to mu przyniosłem i już spokojnie, z czystym sumieniem mogłem spacerować dalej. Tak do końca czystego nie mam, bo mam na koncie np. bardzo fajny elfi łuk (ukradziony wprost z domu szefa - jarla - ależ jestem bezczelny, ale wymagało to niezłego poziomu otwierania zamków wytrychami.
Przypomniała mi się jedna scena, gdzie mnie zatkało. Męczyłem się z jednym zamkiem (ale nie tym u jarla, tylko później gdzieś), nałamałem parę wytrychów - a to słychać, więc wszyscy wiedzieli - trochę się denerwowałem, chłopaki zaczęli się trochę nabijać. No to rzuciłem wyzwanie Wojowi, żeby se zobaczył, jak to jest w Skyrimie z zamkami. Wojo kiedyś grał, ale mówił, że już nic nie pamięta. Powiem krótko: Wojo podszedł, zrobił jeden ruch myszką i zamek był otwarty i to na poziomie czeladnika... Oddałem honor :-)
Pod wieczór (czasu ziemskiego, gdy grał Urugwaj bez chomika) wszedłem do świątyni Kynaret i dałem się tam jednej kapłance namówić na pomoc. Trzeba było pójść daleko w góry i znaleźć takie drewno czy coś, co uzdrowi inne drewno i takie tak kapłańskie bajdy. Nazywa się to Zguba pokrzyw. Śmiesznie, co? Boże, co to była za przeprawa! Normalnie zabijały mnie ciągle takie wiedźmy elektrycznością, aż wreszcie koledzy przyszli i zrobili Konsylium, jak mi pomóc to przejść. Okazało się, że trochę nie robiłem awansu i nie wykupywałem sobie Umiejętności. Drugi kolega radził, żebym odpuścił ten quest, bo jeszcze jestem słaby. Ale zaciąłem się i powiedziałem, że zrobię to teraz, a nie kiedyś tam, bo mi wiedźmy wjechały na ambicję. Nie dalej jak wczoraj chwaliłem się tu, jaki to ja mocny nie jestem...
Wiedźmokruk |
I w ogóle party u Woja było rewelacyjne.
Dzięki, gospodarzu.
Dodatek.
Dużo później zdołałem złapać screena z żywym Wiedźmokrukiem:
Swoją drogą jeśli ktoś wymyśli normalny sposób, żeby w blogu wklejać obrazki zapisane na steamie, to będę wdzięczny. Link pobrany ze steama jakoś nie działa