niedziela, 29 czerwca 2014

Gamer party u Woja

A dziś niespodzianka. Pojechałem do Woja na Gamer Party. Trzech gości ze swoimi komputerami się zjechało, popodłączaliśmy się, i gramy. Właściwie w mieszkaniu jest 5 komputerów, licząc żoniny :-) Kłopot w tym, że tamci optują za StarCraftem, a ja choćby z powodu mojej stałej przypadłości, że nie mam grama miejsca na dysku, nie mogę sobie tego zainstalować, zresztą RTSy mnie nie ciągną, a jak wiadomo jestem w inicjalnym zachwycie nad Skyrimem, więc stanęło na tym, że moje uczestnictwo wyrażę w postaci grania sobie Skyrim, a oni będą sobie grali w StarCrafta. Jakimiś Zergami czy Protonami. O protonach to ja już się uczyłem w podstawówce....

Czyli tak: oni grają w Starcrafta, a ja się trochę snuje po Białej Grani i szukam guza :-).
Dobra, nie będę robił sprawozdania z każdego questu przecież, powiem tylko, że nie posuwam głównego bardzo, bo chodzę po pobocznych, zapisuję się do Towarzyszy, takiej gildii honorowych wojowników (ja - wojownik... no nie mogę...).
Ale co fajniejsze to opowiem:
Wszedłem do takiego domu Komnata Umarłych i siedział tam jakiś dziadek, który od razu zaczął mnie pouczać, to olałem go i poszedłem dalej, niżej, a tam patrzę - szkielety mnie atakują. Nie chciało mi się walczyć, więc uciekłem. A Szkielety pobiegły za mną, przez pół miasta, ale potem wróciły. Jak się uspokoiło, wróciłem do tego domu. Wchodzę, patrzę, a tam dziadek leży zabity. Biedny. Nic nie rozumiem, rozeźliłem szkielety, a zaciukali dziadka. Zrobiło mi się żal. Pomyślałem, że wrócę się w czasie i zaprawię swój błąd (ah! dzięki ci Melitele, czy komukolwiek-tam, za save'y).

Ok, tak zrobiłem. Dziadek potrzebował amuletu, który mu daje moc, no to mu przyniosłem i już spokojnie, z czystym sumieniem mogłem spacerować dalej. Tak do końca czystego nie mam, bo mam na koncie np. bardzo fajny elfi łuk (ukradziony wprost z domu szefa - jarla - ależ jestem bezczelny, ale wymagało to niezłego poziomu otwierania zamków wytrychami.

Przypomniała mi się jedna scena, gdzie mnie zatkało. Męczyłem się z jednym zamkiem (ale nie tym u jarla, tylko później gdzieś), nałamałem parę wytrychów - a to słychać, więc wszyscy wiedzieli - trochę się denerwowałem, chłopaki zaczęli się trochę nabijać. No to rzuciłem wyzwanie Wojowi, żeby se zobaczył, jak to jest w Skyrimie z zamkami. Wojo kiedyś grał, ale mówił, że już nic nie pamięta. Powiem krótko: Wojo podszedł, zrobił jeden ruch myszką i zamek był otwarty i to na poziomie czeladnika... Oddałem honor :-)

Pod wieczór (czasu ziemskiego, gdy grał Urugwaj bez chomika) wszedłem do świątyni Kynaret i dałem się tam jednej kapłance namówić na pomoc. Trzeba było pójść daleko w góry i znaleźć takie drewno czy coś, co uzdrowi inne drewno i takie tak kapłańskie bajdy. Nazywa się to Zguba pokrzyw. Śmiesznie, co? Boże, co to była za przeprawa! Normalnie zabijały mnie ciągle takie wiedźmy elektrycznością, aż wreszcie koledzy przyszli i zrobili Konsylium, jak mi pomóc to przejść. Okazało się, że trochę nie robiłem awansu i nie wykupywałem sobie Umiejętności. Drugi kolega radził, żebym odpuścił ten quest, bo jeszcze jestem słaby. Ale zaciąłem się i powiedziałem, że zrobię to teraz, a nie kiedyś tam, bo mi wiedźmy wjechały na ambicję. Nie dalej jak wczoraj chwaliłem się tu, jaki to ja mocny nie jestem...
Wiedźmokruk
Idąc normalnie wąwozem wpadały na mnie z 3 Wiedźmy i bardzo szybko mnie kładły, bo tam ktoś z góry strzelał i to nieźle, magią. Więc wymyśliłem, że dojdę tam górą, po krawędzi wąwozu i zacząłem szyć do nich z łuku z daleka. Trochę mi to pomogło, wiedźmy wybiłem, ale najlepsza przeprawa była z niejakim Wiedźmokrukiem - takim jakimś czymś, czego w ogóle z bliska nie widziałem, bo siedzi w obozie na skale trochę wyżej niż otoczenie. Dopiero musiałem zajść do od tyłu i znaleźć taki kamień, za którym się kryłem, bo te wiedźmokrukowe pociski ogniowe zdejmowały mi 1/3 życia, ale ustawiłem się tak tuż za krawędzią, że go widziałem i trafiałem, a on mnie nie mógł trafić. Co prawda chyba z 20 strzał to kosztowało zanim go położyłem i to była chyba najcięższa przeprawa dotąd, ale mam satysfakcję, że się nie poddałem.

I w ogóle party u Woja było rewelacyjne.
Dzięki, gospodarzu.

Dodatek.
Dużo później zdołałem złapać screena z żywym Wiedźmokrukiem:

Swoją drogą jeśli ktoś wymyśli normalny sposób, żeby w blogu wklejać obrazki zapisane na steamie, to będę wdzięczny. Link pobrany ze steama jakoś nie działa

sobota, 28 czerwca 2014

Na początek skok w bok... do kopalni

Zaczęło się klasycznie, długą cut-sceną, potem niestety musiałem zdecydować się na wybór rasy. Ale to rozwinę następnym razem.

Na początku, gdy zgodnie ze scenariusze miałem iść do najbliższego miasta ze swoim przewodnikiem Hadvarem, oficerem Cesarskich, który drodze opowiadał niezliczone ciekawostki, musiałem trochę się nabiedzić ze sterowaniem (przesiadka z Dragon Age, gdzie prawy klawisz to ruch, a spacja - stop klatka; a tu oba klawisze myszki to cios bronią, którą potem trzeba chować, chodzi się WSADem, ale zmienia kierunek ruchem meyszki,a stop tylko przy wejściu do jakichś tam menu - no makabra...), ale zaraz po kamieniach, gdzie mogłem wstępnie zdecydować się na 1 z 3 profesji: Maga, Złodzieja lub Wojownika, zaczęło mnie nosić na boki. Najpierw rzuciły się na mnie wilki i najpierw się strasznie przestraszywszy, bo oczywiście żarło mnie coś, ale nie widziałem skąd, przekonałem się, jaki potężny miotacz ognia ma w rękach :-) Naprawdę potężny, postać zupełnie świeża, a usmażyłem wszystkie wilki z łatwością. Nota bene włączyłem tryb (chyba) Uczeń, czyli 2. z 4.

Poszedłem troszkę w górę stoku i znalazłem kopalnię Żarzący Okruch. Bardzo fajna kopalnia. Tam właśnie spotkałem pierwszych bandytów i tam kolejny raz mnie zaskoczyła moc miotania ognia - tam broń okazuje się niesamowicie skuteczna. Oczywiście muszę spędzić ciężkie godziny decydowaniu o tzw. klawiszologii, ponieważ domyślne - nie wiem - nie odpowiadają mi. Zaczynam sobie przypominać jak to było w Oblivionie, bo oczywiście miałem to wtedy dopracowane inaczej. Nawiasem mówiąc znalazłem pierwsze błędy w interface: jeżeli użycie przedmiotu (normalnie E) podepnę pod spacje, podpowiedź z tym klawiszem wyświetla się prawidłowo zmodyfikowana; natomiast przypadku gdy przeszukuje przedmioty lub czytam książkę, ekran podpowiada mi domyślny klawisz E, który nie zadziała, bo wtedy też obowiązuje przemapowane, czyli Spacja.

Czasem jak się podnosi, rozgląda albo kogoś przeszukuje, to ten ktoś przekomicznie nadziewa się na nasz wzrok i później rozglądając się za pomocą myszki wleczemy gościa, a nawet podnosimy go wiszącego bezwładnie. Choć pamiętam że w Oblivionie bywało jakoś podobnie. Pamiętam jak się strzelało z magii no np. nieżywego niedźwiedzia, który potem super bezwładnie toczył się, a nawet spadał z urwiska. Można było nawet nadążać za nim, w roli kamery.

Może się nawet kiedyś tym pochwalę, ale znajdźcie mi klawisz do screenshota.

W każdym razie w kopalni już się nieźle obłowiłem i nazbierałem śmieci. Zapewne będzie to moją stałą przypadłością, z której przecież jestem znany...

PS:

Po paru godzinach grania wyświetliło mi, że screenshot to F12. I nawet od razu się wysyła do społeczności


piątek, 27 czerwca 2014

Zaczynam

Ze mną to tak jest, że ilekroć zaczynam się bawić jakąś grą, mam mnóstwo entuzjazmu, zachwytu i różne epickie pomysły. Np. postanawiam pisać bloga i tam dzielić się tymi wszystkimi radościami i frajdami, jakich doświadczam eksplorując świat gry (a to głównie mnie jara), na wypadek, gdybym nie bardzo mógł znaleźć odpowiednio ze mną zsynchronizowanego zapaleńca tej samej gry, a jak wiadomo o takich dość trudno. Nawet gdy wśród znajomych mam parę najbliższych osób,  które zarażają mnie fajnymi grami, a wszyscy uwielbiamy wielkie niezbadane światy RPG, to rzadko się zdarza, żeby między ich zarażeniem a moim minęło na tyle mało faz księżyca, żebyśmy jeszcze znaleźli wspólny język i byli na podobnym etapie. Tę akurat niniejszą grę, aż boję się wspominać, dostałem od nich jakieś 2 lata temu, i nawiasem mówiąc wszyscy już w nią pograli, tylko nie ja, więc szansa na wykrzesanie jakiegoś współentuzjazmu jest nikła. Dobra, nie uzasadniając więcej, ciesze się, że w ogóle zacząłem, bo jak naucza reklama Pana Kondrata: jedni snują, a drudzy realizują. A jak wyżej wspominani brat i siostra w rpgowaniu, Wojo i Trolasia, wpadną i poczytają, to też będzie frajda dla mnie, a może i nawiąże się jakaś dyskusja. Jednego niw obiecuję - że zdania będą mniej złożone. Trzeba było przed liceum jeszcze o to walczyć a i tak nie wróżyłbym specjalnego powodzenia, bo po prostu ja tak mam i tak piszę, jak i myślę.