sobota, 26 lipca 2014

Strategie walki z przeważającym wrogiem

Tytuł wymyśliłem na końcu i jest trochę na wyrost :-)
No ale chcę się pochwalić, do czego doszedłem.... Ostatnio odkryłem zaklęcie Furia. Wchodzę do jaskini- oczywiście się skradam - i jak kogoś widzę to albo strzelam do niego (i prawie każdego kładę 1 strzałem, bo mam już umiejętność 3x obrażenia przy strzale z ukrycia), albo rzucam na jednego zaklęcie Furia i podglądam z ukrycia, jak się wzajemnie wycinają. To naprawdę pomaga, gdybym był np. za słaby na nich wszystkich naraz.
No kupa dobrej zabawy. Tylko trzeba uważać, żeby oni nas nie zauważyli, łącznie z Furiatem, bo on będzie atakował każdego, kogo widzi - to nie jest tak, że pod wpływem Furii walczy dla mnie koniecznie...
Inna sprawa jest, gdy idę z jakimś towarzyszem. Niestety kiedyś dałem się namówić jakiemuś włóczędze, żeby szedł ze mną, bo chciał popatrzeć jak rozwiązuję quest ze Staroblaskiem, ale że jak zwykle mam 100 rzeczy w głowie i ADHD, to najpierw poszedłem robić coś innego. I kiedykolwiek muszę się z kimś bić, to on oczywiście biegnie pierwszy, bije się wręcz, a jest strasznie słaby, a ja nawet nie wiem, jak go uleczyć, bo leczyć to umiem tylko siebie (sorry, taki klimat). Więc gdziekolwiek jestem teraz, to muszę walczyć z ukrycia, bo jak zacznę walczyć jawnie, to on poleci i za chwilę mi padnie. No a szkoda chłopa.
Zresztą ta sama sprawa z huskarlem, pomocnikiem, jakiego się dostaje jako jarl. Chociaż potem odkryłem, że huskarlowi można powiedzieć, żeby został na miejscu.
Istnieje też inna sprytna strategia. Atakujesz np. z dystansu i się chowasz, a twój huskarl leci na przeciwnika(-ów). A należy wiedzieć, że huskarl raczej nie ginie, tylko upada, ale zaraz potem zawsze się podnosi i znowu walczy za nas.
Co prawda udało mi się raz położyć huskarla własnoręcznie, kiedy jakoś tak go zaatakowałem, że uznał, że nie jesteśmy już razem; nie wiem dokładnie, na czym to polegało, bo w bitwie, nawet jak trochę zbierze ode mnie, to coś krzyknie, ale nic więcej z tego nie wynika.
Albo np. można się z niego ponabijać np. zamykając mu przed nosem jakąś bramę z krat. To działa tylko w podziemiach, gdzie te kraty otwierane są jakimiś dźwigniami, bo normalne drzwi czy bramy sobie otworzy, trzymając się nas.
Jednego razu tak mnie wpienił jeden pomocnik, że nie wiem. Wymyśliłem sobie strategię, że wybiję wszystkich przeciwników z takiego mostka-balkonu, na którym siedziałem ukryty. Więc strzelałem do jednego czy drugiego, ale oni zaalarmowani zawsze gdzieś wybiegali do korytarzy, więc musiałem się chować i czekać, aż wrócą. Niestety mój pomocnik był raczej narowisty i często mijał mnie i leciał dalej i gdzieś tam się z nimi spotykał poza moim zasięgiem, a najgorsze było to, że jak mu nie szło samemu, to często mi ich sprowadzał na głowę uciekając przed nimi - debil - pokazując im drogę na górę na ten balkon. Wtedy niestety padałem. No ale udało mi się go opanować. Zamykałem go za drzwiami, a jeśli uważałem, żeby się nie oddalić na więcej, niż parę metrów, to on nie otwierał tych drzwi i nie zaczynał swoich nieocenionych strategicznie akcji, a ja mogłem ich cierpliwie wybić z łuku po jednym. Nie wiem, czy gdzieś już o tym nie pisałem, ale przypomniało mi się to tu a propos quasi-inteligentnego zachowania sprzymierzeńców.
A jeszcze co do strategii to dodam, że czasem dobrze jest sobie wskrzesić zombie (draugra), który wtedy chodzi za nami i walczy. Niestety tylko przez 60 s, potem się spala na kupę popiołu, ale lepsze to, niż nic.

1 komentarz:

  1. Pokręcony build, ale fajny (jak ktoś się lubi skradać ;-).
    Pozdro z Kaźmierza.
    Voyo

    OdpowiedzUsuń